"Dzień Dziecka 2012 r. był dla mnie jedynym takim dniem, gdzie zamiast, jak co roku, nie objadałam się czekoladkami od babci, tylko siedziałam na pokładzie samolotu do Brukseli. Natłok spraw przed wyjazdem, uniemożliwił mi nadmierne denerwowanie się podróżą, dlatego też do ostatniej chwili nie zdawałam sobie sprawy, co mnie tak naprawdę czeka. Dopiero na pokładzie, między soczkiem jabłkowym a kawą, zaczęło docierać do mnie, że przeżyje super przygodę i zdobędę nowe doświadczenie.
O godz. 1 w nocy, z dwoma bagażami o masie całkowitej 30kg stanęłam pod drzwiami, lekko przerażona nowym miejscem i zadzwoniłam dzwonkiem pod podany adres. Z okna wyglądnęła Belgijka, w satynowym szlafroku, krzycząc coś do mnie po francusku. Musiałam mieć chyba straszną minę, bo postanowiła mi pomóc. Sprawa przedstawiała się następująco: środek nocy, walizki, zły adres i znów walizki... W ogólnym rozrachunku, taksówkarz pomylił ulice, których nazwy były łudząco podobne. Niedługo potem trafiłam do właściwego miejsca przeznaczenia, co napawało mnie ogromną radością, ale jeszcze bardziej cieszyłam się z tego, że pierwszą osobą, którą tu faktycznie spotkałam, potrafiła mi bezinteresownie pomóc, mimo tego, że wyrwałam ją ze snu.
Zdecydowanie Bruksela jest wielokulturowym miastem, gdzie obok siebie istnieją dziesiątki narodowości, języków, itd.. W metrze przez pierwsze dni przeżyłam dość ciężki szok kulturowy. Było mi trudno korzystać z transportu publicznego, co wynikało z braku znajomości kolejnych stacji.
Pierwszy dzień pracy przywitał mnie deszczem. Przed drzwiami Parlamentu Europejskiego poznałam Agnieszkę, jedną z asystentek Pani Poseł Elżbiety Łukacijewskiej, z która poszłam wyrobić identyfikator, by swobodnie móc poruszać się w moim miejscu pracy. W tym miejscu pragnę nadmienić, że budynek PE, z zewnątrz wydaje się mniejszy niż w środku. Przez tydzień miałam problem ze znalezieniem odpowiedniego budynku. W myśl zasady parlamentarnej "wszystkie drogi prowadzą na trzecie piętro" zawsze lądowałam na magicznym trzecim piętrze, po czym znów gubiłam się na korytarzu, mimo mojej (jak mi się kiedyś zdawało) dobrej orientacji w terenie.
Trzeba wiedzieć, że staż nie jest zabawą, a do każdego powierzonego zadania trzeba podchodzić rzetelnie. Tego uczyła nas Iwona i Agnieszka, dwie asystentki Pani Poseł. Sama praca w PE nie pozwala stać bezczynnie z założonymi rękoma i z pewnością nie daje powodów do nudy. Spotkania, eventy, hearingi o przeróżnych tematykach, niesamowicie rozwijają w Tobie poczucie tego, że każdy z nas jest odpowiedzialny za różne procesy, które na pozór nie mają nic wspólnego, z chociażby rozwojem gospodarczym itp.. Ja i Kasia (druga stażystka) uczestniczyłyśmy w spotkaniach grup, pracach komisji, sporządzałyśmy notatki, czytałyśmy raporty. Będę na pewno za tym tęskniła.
Szybki tryb życia w Brukseli sprawił, że miesiąc minął jak jeden dzień. Pani Poseł pożegnała nas fantastycznie, okazując wiele ciepła i zrozumienia. Nie są to puste słowa, ale z pewnością będzie to dla mnie niezapomniany wyjazd."