Staż w biurze poselskim Pani Poseł Elżbiety Łukacijewskiej odbyłam w miesiącu inaugurującym niezwykły dla nas wszystkich rok 2012. Długo oczekiwana decyzja o przyjęciu na staż zapadła właśnie w miesiącu styczniu i nie ukrywam, że wiązało się z tym terminem bardzo wiele obaw. Jak to bowiem u nas studentów bywa, sesja w toku, pierwsze zaliczenia powoli dają się we znaki a i praca licencjacka powinna się pisać i to bynajmniej nie sama. Miesiąc w Brukseli, pomimo iż tak długo wyczekiwany, wydawał się zatem pomysłem dość ryzykownym, a cztery tygodnie z perspektywy studenta wydawały się niezwykle długie.
To co napiszę może wyda się bardzo kurtuazyjne, lub nawet zabrzmi „dyplomatycznie" jednakże to, co zastalam na miejscu i co mnie przez ten „brukselski" miesiąc spotkało, było jednym z najwspanialszych przeżyć jakich dotychczas doświadczyłam i nie sposób mówić mi o tym inaczej.
Razem z koleżanką (również stażyską) zamieszkałyśmy w domu pewnych staruszków, którzy jak się później okazało „specjalizowali się" w przygarnianiu parlamentarnych stażystów. Jacques oraz Big Boss (bo tak odnosił się do swojej żony) opiekowali się nami jak własnymi wnukami, praktykując co niedzielną „Sunday surprise" - czestując świeżym sokiem, babeczkami oraz owocami.
Jako że Bruksela od poczatku wydała nam się niezwykle ładnym oraz ciekawym miastem, do samego końca pobytu wytrwałyśmy w początkowo założonym postanowieniu i ani raz nie kupiłyśmy biletu ani nie podróżowałyśmy tamtejszą komunikacją miejską. Całe miasto zostało przez nas „schodzone" na piechotę, a nasza codzienna droga do Parlamentu Europejskiego oraz spowrotem wydawała się krótkim spacerem (mimo iż liczyła ok. 4 km w jedną stronę).
Praca stażysty, którą przyszło nam wykonywać przez miesiąc spędzony w biurze Pani Poseł, ani przez chwilę nie przypominała stereotypowej pracy stażysty, kojarzonej głównie z maszyną do ksero lub ekspresem do kawy. Oprócz wielu zadań do wykonania (które sprawiały, że czułyśmy się naprawdę ważne i potrzebne) miałyśmy okazję wziąć udział w licznych sesjach, zebraniach komisji oraz spotkaniach z ludźmi światowego formatu jak chociażby z prof. Jerzym Buzkiem czy Billem Gatesem.
Sama atmosfera biura Pani Poseł, o którą tak skutecznie dbały Aga, Iwona i Asia była tak niepowtarzalna i przyjemna, że przyjemnością byłoby zostanie nawet po godzinach.
Tym co pozostanie w mojej pamięci najdłużej i tym co sprawiło, że drugi raz na taki staż jechałabym „w ciemno" i o każdej porze roku byli ludzie, których miałam okazję poznać, z nimi pracowac i żyć. Stażyści z innych biur poselskich stworzyli za naszego pobytu wspaniały kolektyw, który trwa do dziś. Mimo, że minęło już ponad pół roku, w dalszym ciągu pozostajemy ze sobą w stałym kontakcie, a nawet udało się nam zorganizować spotkanie na polskiej ziemi, na którym stawili się również stażyści zagraniczni.