W piątek, 4 lutego 2016 r. w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 2 w Rzeszowie miał miejsce Jubileusz 10-lecia Gimnazjum Sportowego. Uroczystość rozpoczęła się odśpiewaniem hymnu państwowego oraz wystąpieniem Dyrektora Szkoły Wojciecha Wilka i zaproszonych Gości. W imieniu Elżbiety Łukacijewskiej, Poseł do Parlamentu Europejskiego głos zabrała asystentka Paulina Sowa, która odczytała list oraz wręczyła upominek w postaci kilku piłek, przygotowany przez Panią Poseł.
Podczas uroczystości miało miejsce ślubowanie uczniów klas pierwszych na flagę olimpijską oraz wręczenie nagród dla uczniów, którzy w 2015 roku osiągnęli znaczące sukcesy sportowe. Całą akademię uświetniły występy akrobatyczne, taneczne, wokalne oraz recytatorskie uczniów i absolwentów Gimnazjum. Główną zaś atrakcją był program artystyczny na trampolinie wykonany przez braci bliźniaków Kamila i Krystiana Kłeczków, absolwentów Gimnazjum Sportowego, a aktualnie studentów Politechniki Rzeszowskiej.
Po zakończeniu oficjalnej części, osoby obecne na uroczystości miały możliwość zwiedzenia wystawy, eksponującej 10-letnie osiągnięcia młodzieży Gimnazjum Sportowego.
W dniu 5 lutego 2016 r. (piątek) w Krośnie odbyła się uroczystość otwarcia biura poselskiego Joanny Frydrych, w której udział wzięła również Poseł Elżbieta Łukacijewska. Przy nowo otwartym biurze funkcjonować będzie również filia biura poselskiego Poseł Łukacijewskiej, w którym interesanci z okolic Krosna będa mogli kierować swoje zapytania oraz spotykać się z Posłanką.
Podczas uroczystego otwarcia, w gronie zaproszonych gości zarówno Elżbieta Łukacijewska, jak i Joanna Frydrych podkreślały jak ważna jest kwestia kontaktu ze społecznością lokalną i zachęcały do zgłaszania do biura swoich spraw i zapytań kierowanych do posłów. Poseł Łukacijewska zanaczyła, iż niejednokrotnie miała okazję współpracować z Joanną Frydrych i jest przekonana, iż jest ona gwarancją dobrze wykonanej pracy w Sejmie na rzecz ważnych dla Podkarpacia spraw.
Adres biura w Krośnie:
Biuro Poselskie Joanny Frydrych Poseł na Sejm RP
Filia biura Elżbiety Łukacijewskiej, Poseł do Parlamentu Europejskiego
ul. Rynek 24
38-400 Krosno
tel. 13 43 83 297
Nie będziemy siedzieć cicho, jeśli w Polsce nadal będą ograniczane demokratyczne prawa. Tym razem nie będziemy już tacy mili i kulturalni, jak ostatnio, gdy daliśmy szansę PiS-owi; rząd nie docenił jednak naszego zachowania - powiedziała Elżbieta Łukacijewska, tłumacząc praktyczny wymiar deklaracji Grzegorz Schetyny. Europosłanka PO odniosła się także do określeń w rodzaju "donos na Polskę". - Zadam takie pytanie: Gdzie było PiS i dlaczego nie protestowało, gdy europosłowie tej partii wnioskowali o debatę na forum PE i twierdzili, że w Polsce są naruszane zasady demokracji? - stwierdziła.
Przemysław Henzel: Pani Poseł, przedwczoraj przewodniczący PO Grzegorz Schetyna opublikował na swoim koncie w serwisie Twitter wpis, w którym napisał, że "Platforma przejmuje obowiązki reprezentowania Polaków w Europarlamencie". Co kryje się za tą deklaracją?
Elżbieta Łukacijewska: Działania obecnego rządu i wsparcie ze strony ugrupowań eurosceptycznych dla wystąpienia Beaty Szydło w Europarlamencie mogą sugerować pytanie, czy aby Jarosław Kaczyński nie ma gdzieś z tyłu głowy myśli o wyprowadzeniu Polski z Unii Europejskiej. Przypomnę, że w ostatnich wyborach na PiS głosowało tylko 19 procent Polaków, podczas gdy w czasie referendum dotyczącego wejścia Polski do UE panowała uniwersalna zgoda, co do takiego kroku. Polacy w ogromnej większości są dumni z tego, że jesteśmy częścią Unii Europejskiej, dostrzegamy np. praktyczny wpływ funduszy europejskich na rozwój naszego kraju. My, jako europosłowie, będziemy w debacie głosem tych, którzy popierają nasze członkostwo w UE.
Oświadczenie szefa PO wzbudziło kontrowersje. Np. Ryszard Petru powiedział dziś w programie "Gość Radia Zet", że deklaracje Schetyny są "zbyt daleko idące". "Nie rozumiem, co poeta miał na myśli" – stwierdził następnie lider Nowoczesnej.
Ryszard Petru nie ma swoich eurodeputowanych w Parlamencie Europejskim, a jednocześnie walczy o zwiększenie poparcia Polaków dla Nowoczesnej na forum krajowym. W jakiejś mierze, nasz elektorat jest cenny dla Petru, i to dlatego prowadzi walkę nie tylko z Prawem i Sprawiedliwością, ale także z Platformą Obywatelską. W każdym razie, w Parlamencie Europejskim, głosu Nowoczesnej nie słychać.
Nowoczesna ustanowiła jednak kontakty z frakcją ALDE, a za jakiś czas ma dojść do sformalizowania tej współpracy. Zresztą PO zapowiadała wcześniej, że jest gotowa poprzeć ewentualną rezolucję ALDE w sprawie Polski.
Jak na razie wszyscy czekamy na decyzję Komisji Weneckiej i to od jej stanowiska zależy kto, i jaką, złoży rezolucję. Nie chciałabym deprecjonować żadnej grupy politycznej, ale ALDE nie jest największa frakcją w PE. Nie widziałam także, oprócz ostatniej debaty, by grupa Grupa Verhofstadta włączała się w zdecydowany sposób w sprawy ważne dla Polski.
Czy PO rozważa współpracę z frakcją ALDE, np. w kontekście zapowiedzi na temat rezolucji?
W Europarlamencie współpraca biegnie "wszerz i wzdłuż" - tutaj nie ma podziału na zasadzie opozycja-koalicja; zamiast tego w praktyce dochodzi do grupowania się poszczególnych sił w PE wokół pewnego projektu czy stanowiska. Świadczy o tym fakt, że np. niektóre propozycje Europejskiej Partii Ludowej popierali europosłowie frakcji S&D i EKR. Tym samym możliwa jest współpraca "wszystkich ze wszystkimi".
Do frakcji Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy należą eurodeputowani PiS, a w skład EPP wchodzą europosłowie Fideszu, czyli partii Viktora Orbana. Możliwy jest zatem konflikt z grupą europosłów Platformy.
W ramach każdej grupy politycznej zdarzają się różnice zdań, a poszczególne delegacje narodowe zajmują nieraz odmienne stanowisko i głosują inaczej niż członkowie tej samej frakcji, pochodzący z innych państw.
Brytyjczycy w EKR bronią jednak mocno działań rządu Prawa i Sprawiedliwości, co pokazała debata w Parlamencie Europejskim.
Wszyscy doskonale wiemy, że David Cameron prowadzi teraz rozmowy z Unią Europejską i każdy jego sojusznik może liczyć na krótkotrwały sojusz z jego strony. Brytyjski premier potrzebuje teraz wsparcia polskiego rządu, i dlatego europosłowie Partii Konserwatywnej wspierają PiS na forum PE. Trzeba jednak pamiętać, że cała grupa EKR to tylko 75 europosłów, wśród których jest 21 Brytyjczyków; nie ma więc przełożenia na wszystko, co dzieje się w Europarlamencie.
Jakie zatem realnie działania, w obecnej sytuacji, może podjąć PO na forum Europarlamentu po "twitterowej deklaracji" Grzegorza Schetyny?
Będzie to cały szereg środków, służących pracy na rzecz Polaków i innych Europejczyków, przede wszystkim będą to działania w zakresie polityki informacyjnej. Chcemy postawić na szczerą dyskusję o tym, co dzieje się teraz w Polsce. Ten kto sądzi, że europejscy politycy nie mają dziś pełnej informacji o decyzjach PiS, jest naiwny lub wprowadza opinię publiczną w błąd. Władze każdego z państw członkowskich UE otrzymują pakiet informacji o sytuacji w danym kraju od swoich dyplomatów, a więc narzekanie PiS-u na skargi pod adresem Polski jest śmieszne i małostkowe.
Chcemy spotykać się z Polakami, by wyjaśniać im mechanizmy funkcjonujące w Parlamencie Europejskim oraz przedstawiać pozytywne strony członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Natomiast w Unii Europejskiej będziemy pokazywać pozytywne przemiany i sukcesy Polski i Polaków, z których jesteśmy dumni. Ważna jest także ścisła współpraca z europosłami z innych krajów podczas prac w komisjach Europarlamentu nad konkretnymi rozwiązaniami prawnymi, mającymi wpływ na Polskę.
Pamiętajmy, że Platforma Obywatelska należy do największej frakcji (Europejskiej Partii Ludowej) w Parlamencie Europejskim, i jej poparcie jest bardzo ważne dla wszystkich decyzji, które tutaj zapadają.
Zdaniem Grzegorza Schetyny, przyjęcie rezolucji PE w sprawie Polski, jest cały czas możliwe. Czyli można domniemywać, że PO poparłaby taką rezolucję?
Nie wykluczamy, że Platforma Obywatelska może być autorem takiej rezolucji. Uzależniamy wszystko od stanowiska Komisji Weneckiej i wtedy podejmiemy decyzję o jej przygotowaniu i jej treści. Z pewnością będzie zwracać uwagę na naruszanie standardów demokratycznych; nie jest to akt legislacyjny, ale ma ona pewną siłę, bo nie ma rządu w Europie, który chciałby przyjęcia takiej rezolucji.
A czy PO poparłaby zorganizowanie kolejnej debaty na temat Polski w Parlamencie Europejskim, gdyby pojawił się taki wniosek?
Jeśli w Polsce nadal będą podejmowane decyzje, które nie służą Polakom i ograniczają ich demokratyczne prawa, o które walczyliśmy latami, to z pewnością nie będziemy siedzieć z założonymi rękami i zamkniętymi ustami. Tym razem nie będziemy już tacy mili i kulturalni, ostatnio daliśmy po prostu szansę PiS-owi, szansę o którą ta partia apelowała. Rząd Beaty Szydło nie docenił jednak wtedy naszego kulturalnego zachowania. Mam nadzieję, że nie będzie dochodzić do naruszania zasad demokracji w Polsce, ale jeśli działania partii Jarosława Kaczyńskiego nadal będą zmierzać w tym kierunku, to wtedy, niewątpliwie, dojdzie do kolejnej debaty w PE.
Angażowanie Unii Europejskiej w wewnętrzne sprawy Polski budzi jednak nie tylko opór ze strony Prawa i Sprawiedliwości, ale także polityków innych partii.
Polska jest ważnym krajem w UE. Przez lata nasz kraj był liderem pozytywnych zmian i miarą osiąganych sukcesów. Wielokrotnie stawiano nas także za przykład jak kraje powinny radzić sobie z kryzysem oraz dobrego wykorzystywania środków unijnych. Dzisiaj wielu polityków w Europie jest zaniepokojonych rozwojem sytuacji w Polsce. To nie jest tak, że PO skarży się w Unii Europejskiej, bo dziś mamy Europę bez granic, gdzie obieg informacji jest praktycznie natychmiastowy.
Politycy PiS krytykują jednak działania na poziomie UE, twierdząc, że każdy taki przypadek to złożenie "donosu" na Polskę.
Oceniając słowa o "donosie", zadam takie pytanie: Gdzie było Prawo i Sprawiedliwość i dlaczego nie protestowało, gdy europosłowie tej partii wnioskowali o debatę na forum parlamentu i twierdzili np., że w Polsce są naruszane zasady demokracji. Nie słyszałam wtedy także, by ktokolwiek w Polsce mówił, że PiS donosi na Polskę, nie słyszałam również społecznego oburzenia. Partia Jarosława Kaczyńskiego stosuje retorykę na zasadzie: "Jak biją dziecko w domu, to jest tylko sprawa rodziny, aż wydarzy się nieszczęście". Ale my, Polacy, przeszliśmy zbyt długą i ciężką drogę, by odnieść sukces i PiS nie prawa pozbawiać nas dumy z tych osiągnięć Polski.
Tak czy inaczej można spodziewać się, że PiS będzie odwoływał się do retoryki o "donosie".
Mam nadzieję, że taka retoryka się już wypaliła. Większość Polaków, także część wyborców PIS jest zaniepokojona tym, w jakim kierunku toczą się zmiany w Polsce. Pamiętajmy, że partia, która zwyciężyła może wiele, ale nie może wszystkiego. I o tym powinien pamiętać obecny rząd.
Źródło: www.onet.pl
W dniu 1 lutego 2016 r. (poniedziałek) w rzeszowskim biurze Platfomy Obywatelskiej odbyła się konferencja prasowa z udziałem Elżbiety Łukacijewskiej, Poseł do Parlamentu Europejskiego oraz nowo wybranego Przewodniczącego PO na Podkarpaciu - Krzysztofa Kłaka i podkarpackich parlamentarzystów.
W dniu 30 stycznia 2016 r. (sobota) w Rzeszowie odbył się regionalny zjazd Platfromy Obywatelskiej na Podkarpaciu, podczas którego delegaci dokonali wyboru nowego Przewodniczącego. O fotel szefa PO ubiegała się trójka kandydatów: Elżbieta Łukacijewska, Poseł do Parlamentu Europejskiego, a także Marek Poręba i Krzysztof Kłak - byli Posłowie i działacze PO na Podkarpaciu.
W dniu 22 stycznia 2016 r. (piątkek) w rzeszowskim biurze Elżbiety Łukacijewskiej, Poseł do Parlamentu Europejskiego odbyła się konferencja prasowa z jej udziałem Głównymi tematami zorganizowanej konferencji była debata na temat Polski w Parlamencie Europejskim oraz zbliżające się wybory szefa Platformy Obywatelskiej na Podkarpaciu.
Poszłam do pewnego posła AWS, mówiłam, że tu są Bieszczady, tyle biednych rodzin, że gmina bardzo biedna. Prosiłam, by pomógł mi załatwić gimbusa. Musiałam pod jego drzwiami wysiedzieć się bardzo długo, potraktował mnie z góry i nic nie pomógł. Przyjechałam do domu wściekła. Pomyślałam, że ja na pewno byłabym lepszym posłem.
Małgorzata Bujara: Co to jest sukces?
Elżbieta Łukacijewska: Możliwość i umiejętność połączenia roli matki i żony z karierą zawodową. Mnie się to udało, dlatego myślę o sobie, że rzeczywiście, odniosłam sukces.
Osiągnęłam w polityce coś, co wydawało się z punktu widzenia dziewczyny ze wsi nieosiągalne. Jestem w Parlamencie Europejskim. Zresztą wygrywałam każde wybory, w których startowałam. Za sukces uważam też to, że te zwycięstwa nie przewróciły mi w głowie, że mi nie odbiło. Cały czas czuję problemy ludzi.
A przy tym wszystkim, co cenię najbardziej, nie umknęła mi rodzina. Córki bardzo dobrze sobie radzą, mam kochającego męża, który mnie wspiera.
Pani córki są już dorosłe.
- Tak, obie skończyły studia. Gabrysia pracuje w prywatnej firmie. Monika skończyła prawo na Uniwersytecie Warszawskim i biznes na SGH. Założyła swoją firmę. Obie mieszkają w Warszawie.
Żadnej nie załatwiła pani pracy w państwowej firmie?
- Nie tylko nie załatwiłam, ale one by się obraziły, gdybym im coś zaproponowała. Nigdy o to nie prosiły. Radzą sobie i są dumne ze swoich osiągnięć, a ja jestem dumna z nich. Mąż jest nadleśniczym od lat, został nim, zanim weszłam do polityki. Robi to, co kocha.
W polityce osiągnęła pani wszystko?
- Wie pani, ja nigdy nie marzyłam, by być ministrem, mieć jakąś posadę rządową. Bo wydaje mi się, że te stanowiska oddalają od człowieka. A ja lubię współpracę z ludźmi, lubię pomagać. Stanowisko posła czy europosła to ostatni szczebel kariery politycznej, który to umożliwia.
Pamięta pani pewnie moment, w którym postanowiła wejść do polityki.
- Do Cisnej zawsze przyjeżdżali ludzie z różnych zakątków Polski i Europy na polowania. Opowiadali o unijnych funduszach, o tym, że tak wiele dzieje się dzięki nim w różnych gminach w Polsce. A u nas tak jakby się czas zatrzymał. Byłam wtedy księgową w szkole. Wójtem był pan, który rządził gminą od lat, przed 1989 r. był naczelnikiem. Szły nowe czasy, postanowiłam zostać wójtem. Wtedy o wyborze wójta decydowała rada. Ja naszą przekonałam, powierzyli mi tę funkcję. Był rok 1998 r.
Wprowadzana była reforma szkolnictwa. Walczyłam wtedy o gimbus. Poszłam do pewnego posła AWS, mówiłam, że tu są Bieszczady, tyle biednych rodzin, że gmina bardzo biedna. Prosiłam, by pomógł mi ten gimbus załatwić. Musiałam pod drzwiami tego posła wysiedzieć się bardzo długo, potraktował mnie bardzo z góry i nic nie pomógł. Przyjechałam do domu wściekła. Pomyślałam, że ja na pewno byłabym lepszym posłem.
A potem poznałam marszałka Macieja Płażyńskiego. Przyjechał do Cisnej z dziennikarzami. Rozmawialiśmy m.in. o programie Natura 2000, był zaskoczony moją wiedzą. Zaprzyjaźniliśmy się. Jeździłam jako wójcina często do Warszawy w różnych sprawach, prosiłam go o pomoc, opowiadałam o problemach gminy. Pomagał mi. Gdy zaczęła się tworzyć Platforma, zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie chciałabym się zaangażować. Nigdy wcześniej nie byłam w żadnej partii, ale zgodziłam się od razu.
Wystartowała pani w wyborach na posła.
- Szczerze mówiąc, nie bardzo wierzyłam, że mi się uda. I chyba nikt nie wierzył, że uda się osiągnąć sukces. No bo tutaj Podkarpacie, takie prawicowe, a Platforma Obywatelska jawiła się jako liberalne ugrupowanie. W dodatku w polityce wtedy kobiet nie było tak wiele. Był rok 2001, byłam jeszcze wójtem. I to zaprocentowało, ludzie widzieli, jak działam w samorządzie. Gmina się rozwijała, ściągałam środki z fundacji szwajcarskiej i holenderskiej. Kupiliśmy samochody do gminy, przeprowadzaliśmy remonty, gimbus udało się ściągnąć, pomógł marszałek Płażyński. Ludzie to czuli.
I udało się.
- Pamiętam, że w nocy, w niedzielę wyborczą, obudził mnie telefon: "Jest pani posłem". Do dziś nie wiem, kto dzwonił.
Szok?
- Wielka radość. Wygrywanie wyborów to w polityce największy sukces. Wtedy też poseł miał wysoką pozycję, cieszył się szacunkiem, ludzie uważali, że to osoba naprawdę wybrana. A ja, startując w wyborach w 2001 r., byłam politycznie zupełnie zielona. Trzeba też na to popatrzeć z perspektywy dziecka ze wsi, którego rodzice nie mają wyższych studiów - wtedy można zrozumieć, dlaczego to, że zostałam posłem, było wielkim osiągnięciem. Ja przecież, dziś może trudno w to uwierzyć, ale kiedyś pasłam krowy u moich rodziców, chodziliśmy w pole z motykami i siekaliśmy ziemniaki i buraki.
Tamtej wyborczej nocy była więc euforia. Ale i świadomość, że całe życie się zmienia. W 2001 r. moje córki były jeszcze małe, Monika miała 11, a Gabrysia niecałe 13 lat. Ale mąż obiecał, że będzie pomagał. Dziewczynki na tym moim posłowaniu także skorzystały - widząc, jak pomagam ludziom, kierują się w życiu podobnymi zasadami. Widzę, że wysyłają pieniądze, a kokosów nie zarabiają, na różne organizacje, dla dzieci w potrzebie, dla ośrodków, które się zajmują niechcianymi zwierzętami.
W 2004 r. postanowiła pani zostać szefową PO na Podkarpaciu. Coś panią wkurzyło, jak wtedy, przed wyborami na posła?
- Na początku szefem Platformy był Janek Tomaka. Ja mam inny charakter: chcę, aby coś się działo, żeby ludzie czuli się potrzebni. A tu było tak spokojnie. W dodatku Janek zaliczył kilka przegranych, nie udało mu się wejść do Parlamentu Europejskiego czy zostać prezydentem Rzeszowa. A przegrany nie ma energii, chęci, jest rozczarowany. Na pewno nie zaraża optymizmem. Dlatego postanowiłam powalczyć o przywództwo w partii.
Rządziła pani partią sześć lat.
- Dobrze oceniam ten czas. Po każdych wyborach pomnażaliśmy stan posiadania. Przybywało posłów, radnych sejmiku, a w 2009 roku po raz pierwszy wprowadziliśmy z Podkarpacia posła do Parlamentu Europejskiego.
Według mnie to był pani największy sukces polityczny. Startowała pani z Platformy na pisowskim Podkarpaciu z drugiego miejsca, kiedy na pierwszym był Marian Krzaklewski. Nie stoi za panią duże miasto, tylko bieszczadzka Cisna. Nikt mi szans nie dawał.
Ale została pani europosłanką.
- Dostałam 40 tysięcy głosów więcej niż Krzaklewski. Wyborcy widzieli, że jestem cały czas między ludźmi, że jestem normalna, staram się pomagać, że nie zadzieram absolutnie nosa. Że każdy może przyjść do mojego biura. Nie jestem takim posłem, który chodzi tylko tam, gdzie się przecina wstęgi. Pomagam w wielu życiowych, indywidualnych sprawach. Jako posłowi rządzącej opcji wiele mi się udawało. Gdy byłam szefową PO, poszerzenie Rzeszowa zawsze szło, zawsze to wychodziłam u premiera i ministra. Udawało się ściągać pieniądze na szpitale czy na Rynek Galicyjski w skansenie w Sanoku. Przy tych moich pierwszych eurowyborach zadziałało chyba też oburzenie społeczne. Nie ukrywałam, że miałam trochę żalu do Platformy, że za tyle ciężkiej pracy dla partii postawiła na Krzaklewskiego. Ludzie to wyczuli. Mimo to przełknęłam jakoś to drugie miejsce i wystartowałam, bo chciałam, żeby Platforma podkarpacka miała swojego przedstawiciela w Parlamencie Europejskim. A kiedy odbierałam zaświadczenie o wyborze, pogroziłam palcem Donaldowi Tuskowi.
Znowu był szok?
- Znowu radość. Ale największa była wtedy, kiedy stanęłam w Parlamencie Europejskim wśród 27 flag i pomyślałam: "Boże mój, mamuś, tatuś, gdzie ja jestem. Wow!"
Rodzice dumni?
- Na pewno, choć od czasu do czasu dostaje im się za to, że córka jest w Platformie. Ale nie doradzają mi zmiany partii. Wiedzą, że nic by to nie dało. Jeśli nawet kiedyś Platforma zniknie, to będzie moja ostatnia aktywność polityczna. Ostatnia i jedyna. Trzeba być w porządku z samym sobą, dać dobry przykład dzieciom, a myślę, że wyborcy też to doceniają. A wracając do Platformy, za naszych rządów tu, na Podkarpaciu, wiele dobrego się wydarzyło.
Wyborcy są niewdzięczni? Ślepi?
- Część jest niezadowolona ze swojego życia i łatwo im wmówić, że to wszystko wina Platformy. Część słucha księży, którzy tu, na Podkarpaciu, często nawołują do głosowania na PiS. Przykro mi to mówić, ja tego nie rozumiem, ale jednak ludzie w małych miejscowościach słuchają głosu księdza z ambony.
Po ostatnich wyborach parlamentarnych, w których podkarpacka PO poniosła klęskę, zaapelowała pani o rozliczenia w partii.
- Bo na wdzięczność wyborców trzeba zapracować. A w ostatnim czasie PO było trochę za mało w terenie, wśród ludzi, wśród codziennych, zwykłych spraw i problemów. W dodatku na wyniki wyborów przekłada się to, co robią politycy warszawscy, przełożyły się na nie podsłuchy i wyrwane z kontekstu wypowiedzi, jak choćby ta Elżbiety Bieńkowskiej o zarobkach wiceministrów. Ona mówiła, że są zbyt niskie, i to jest fakt, a w eter poszło, że tylko głupi pracowałby za sześć tysięcy. I te spotkania w restauracjach, te ośmiorniczki - to było żenujące i rozumiem, że ludzie mogą być wkurzeni. Za to też ponieśliśmy konsekwencje.
Teraz znowu chce pani zostać szefem podkarpackiej PO.
- Dyskutujemy o tym, wielu ludzi dobrze wspomina czasy, gdy kierowałam partią. Jeśli znowu miałabym być szefem, to tylko gdyby wszyscy się na to zgodzili. Nie chciałabym żadnych podziałów, mnie to nie interesuje. Nie chciałabym funkcjonować w partii, gdzie część członków działa przeciwko innym. Albo wszyscy powiemy sobie: chcemy iść do przodu, chcemy wciągnąć wartościowych ludzi, których jest masa na Podkarpaciu, albo będziemy kanapową partią, która wierzy, że PiS-owi powinie się noga i dzięki temu wygramy. Mówię, że tak nie będzie. Że bez naszej aktywności, bez dobrych ludzi tę stronę sceny zawłaszczy Nowoczesna.
Przewiduje pani taki scenariusz, że PO znika ze sceny politycznej?
- Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Ale po wielu latach rządów jest pewne zmęczenie, po ostatnich wyborach, sensacjach przy układaniu list, wielu ludzi jest poobijanych. Teraz bardzo ważne są wybory nowego przewodniczącego partii, wszyscy na to czekają. Ludzie lubią widzieć, że wszystko chodzi jak w szwajcarskim zegarku. Że są inicjatywy, że jest aktywność. Wierzę, że w styczniu, już po wyborze szefa, pójdziemy ostro do przodu.
Siemoniak czy Schetyna?
- Na te czasy lepszym liderem byłby Grzegorz Schetyna. Pamiętam go jako szefa klubu, marszałka, sekretarza. Naprawdę wszystko chodziło jak w zegarku. Może on jest nieraz szorstki, ale partia musi mieć silnego, zdecydowanego przywódcę. Tomek Siemoniak jest wspaniałym, mądrym, kulturalnym człowiekiem. Pytanie tylko, czy jest liderem. Jeśli patrzymy na przyszłość i dobro partii, to ten power ma Grzesiek. To samo powinno być w Platformie u nas na dole. Nie patrzymy na to, czy ktoś mi się podoba, czy nie podoba, tylko oddajemy władzę komuś, kto jest silny, kto ma energię i ma pomysł na partię.
Tak długo rozmawiałyśmy o sukcesie, a nie wspomniała pani o pieniądzach. Funkcja europosła to także ogromna kasa.
- Europosłów z Polski jest 51, wszyscy, także ci z PiS, mają takie same zarobki. Inna sprawa, że nie wszyscy je wykazują. Proszę też nie zapominać, że ja i mąż mamy 30 lat pracy zawodowej. Jeżeli ktoś mówi, że wszystko co najlepsze uzyskałam jako europoseł, to jest to nieprawda. Dom, samochód mieliśmy już wcześniej, ciągle spłacamy kredyt. Ale też nie będę mówić, że jako europoseł zarabiam źle. Nie, to są naprawdę duże pieniądze. Pozwalają nie myśleć o takich przyziemnych problemach, jakie ma wielu mieszkańców Podkarpacia czy Polski. Czuję się bezpieczna materialnie, nie idę do sklepu i nie zastawiam się, jak wielu, czy kupić tę szynkę, czy może jednak troszkę tańszą, z promocji. To nie jest absolutnie arogancja, ale byłabym śmieszna, gdybym powiedziała, że zastanawiam się nad takimi sprawami. Ale też z wieloma ludźmi się dzielę.
*Elżbieta Łukacijewska ma 49 lat, jest absolwentką zarządzania na Politechnice Rzeszowskiej. Po raz pierwszy do Parlamentu Europejskiego dostała się w 2009 r., startowała z drugiego miejsca. Rok temu była już liderką listy podkarpackiej - znowu zdobyła mandat.
Uważana za najlepszego szefa podkarpackiej PO. Kiedy wygrywała wybory do europarlamentu, nie zakładała, że zrezygnuje z przewodniczenia partii. Po roku jednak została namówiona do rezygnacji. Działacze Platformy szeptali, że Bruksela jest za daleko i trudno zarządzać ugrupowaniem. Nie upierała się, zwolniła stanowisko i trochę odsunęła się od spraw partyjnych. Teraz zamierza powalczyć o przywództwo w partii w regionie.
Rozmawiała Małgorzata Bujara
http://rzeszow.wyborcza.pl/rzeszow/1,34975,19392795,elzbieta-lukacijewska-nie-zadzieram-nosa.html
W związku ze zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia Wszystkim Państwu chciałabym przekazać najserdeczniejsze życzenia zdrowia, radości, pogody ducha i tego, aby nadchodzący czas kojarzył się z ciepłą i rodzinną atmosferą. Wesołych Świąt!
Życzenia Elżbiety Łukacijewskiej z okazji Świąt Bożego Narodzenia.
29 października 2015 roku. Minął miesiąc, ale wydarzenia z tego okresu zapamiętam na zawsze. Wylot z kraju miał być o 8. Po lekkim opóźnieniu, około godziny 9 wreszcie zasiadłem w samolocie. To był mój pierwszy lot samolotem, więc mieszały się uczucia lekkiej obawy z ekscytacją. Kapitan informuję, iż startujemy i nagle włączają się silniki. Człowiek czuje to fenomenalne uczucie, gdy samolot odrywa swoje koła od płyty lotniska i dynamicznie wznosi się w górę, aż do pożądanej wysokości. Lot przebiegł bezproblemowo tak samo jak lądowanie na lotnisku Charleroi. Potem znalezienie swojego bagażu, następnie autobusu i podróż do Brukseli. Godzina 14 - jestem na miejscu. Rozpakowywanie i pierwsze podróże po mieście.
Pogoda słoneczna, ciepło, 15 stopni na plusie. Na początku podszedłem sceptycznie do opowiadań znajomych o ciągłych ulewach i szaro-burej pogodzie. Jak się potem okazało nie były one tylko wymysłem. Pisząc to równo miesiąc po przylocie, spoglądam z okna biura znajdującego się na 12 piętrze w PE i widzę, że pogoda jest dokładnie taka sama jak wtedy. I ten niesamowity widok na park Leopolda i panoramę Brukseli...
W pierwszych dniach poznałem asystentów Pani Poseł - Agnieszkę oraz Artura, którzy przyjęli mnie bardzo gorąco i serdecznie. Zawsze mogłem liczyć na ich pomoc, dlatego z całego serca dziękuje im, za poświęcony czas i cierpliwość w odpowiadaniu na z pewnością irytujące pytania zadawane przeze mnie.
Należy pamiętać, iż na początku trzeba wyrobić identyfikator - tzw. "badge". Procedury bezpieczeństwa są na wysokim poziomie i tak naprawdę bez niego nie ma możliwości wstępu i poruszania się po PE. Przy wejściu ochrona wymaga okazania identyfikatora a później musi on być cały czas widoczny.
Budynek Parlamentu Europejskiego z zewnątrz wydaje się mniejszy. Gdy wchodzisz do środka, w pierwszych dniach zaczynasz się gubić. Parlament podzielony jest na kilka części. Na początku jesteś zdezorientowany, ponieważ jakieś wydarzenie jest w "Q", Ty znajdujesz się w części "E" i nie masz pojęcia jak tam dojść. Dobra wiadomość jest taka, że 3 piętro stanowi niejako łącznik. Jeśli kiedykolwiek się zgubisz w Parlamencie, jedź na 3 piętro a tam po znakach odnajdziesz wskazówki jak dojść w upragnione miejsce. Po paru dniach wszystko zaczyna być proste. Później nawet skróty - ukryte przejścia nie są tajemnicą.
Sama praca w PE jest bardzo ciekawa. Pozwala uświadomić sobie, jak prawodawstwo unijne realnie oddziałuje na kształtowanie norm prawnych w parlamentach Państw Członkowskich. Pani Poseł ukazała mi część swojej pracy. Pracy przede wszystkim w Komisjach: Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI) oraz Transportu i Turystyki (TRAN). KOMPROMIS - to słowo klucz. Trzeba tak naprawdę uwzględnić interesy 28 państw członkowskich i umieścić je w jednym dokumencie. Muszę przyznać, iż ta praca jest dość trudna oraz czasochłonna, niemniej jednak jej efekty finalne w postaci aktów prawnych mają ogromny wpływ na życie każdego obywatela państw członkowskich.
Tak o to po krótce przedstawiłem swoje wspomnienia ze stażu. Nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko minął. Każdy dzień był inny, emocjonujący, nie brak w nim było takich zajęć jak: czytanie raportów, sporządzanie notatek oraz uczęszczanie na obrady komisji. Wymienione zajęcia były bardzo pomocne w poznaniu funkcjonowania Parlamentu "od środka".
Dziękuję za możliwość odbycia stażu Pani Poseł do Parlamentu Europejskiego Elżbiecie Łukacijewskiej i skonfrontowania wiedzy teoretycznej w praktyce.
Bruksela miło mnie zaskoczyła i przyjaźnie przywitała. Stolica Belgii jest niewielka i kameralna, można poruszać się po niej bez większej konieczności używania komunikacji miejskiej. Cały wrzesień był piękny, ciepły i słoneczny, co zachęcało mnie do codziennego poruszania się na piechotę i podziwiania uroków tego zabytkowego i pełnego parków miasta, w którym bije serce Europy, czyli Parlament Europejski docelowe miejsce mojej podróży.
Budynek sprawia niesamowite wrażenie, w całości jest przeszklony, a główny jego hol imituje prawdziwą ulicę, na której są drzewa i ławki. W środku znajdują się sklepy oraz zakłady usługowe, na przykład pralnia, banki, fryzjer, siłownia i liczne restauracje. Wstęp do niego był wejściem w nowy rozdział życia, w który wprowadzili mnie zawsze uśmiechnięci i weseli Artur i Agnieszka. Dopiero od wewnątrz mogłam poczuć duszę tych murów. Opiera się na nich międzynarodowa współpraca, z którą mogłam się bliżej zapoznać uczestnicząc w posiedzeniach komisji parlamentarnych, zebraniach, spotkaniach i debatach. Realizowałam powierzone mi ciekawe zadania takie jak formułowanie interpelacji poselskich, wyjaśnień z głosowań, sprawozdań i prezentacji. Miałam możliwość przy tym kształtować swoje umiejętności interdyscyplinarne i szczególnie efektywnie rozwijać swoje własne, z którymi wiążę swoją karierę zawodową na europejskim rynku pracy.
Pani Poseł Elżbieta Łukacijewska wykazując inicjatywę udzielania staży studentom i młodym absolwentom pozwoliła mi przybliżyć funkcjonowanie Parlamentu Europejskiego, otworzyć się na świat i ludzi, zdobyć nowe doświadczenia, o których nigdy nie zapomnę.
Z całego serca dziękuję!