Wydrukuj tę stronę

Michał Ciupak

"Wspomnienia swoje przelewam na papier dwa miesiące po powrocie do kraju. To długi okres na przemyślenia i zastanowienie się, co tak naprawdę dał mi brukselski staż w Parlamencie Europejskim. A ofiarował mi jedną z ważniejszych życiowych lekcji. Owszem, mógłbym w tym miejscu postarać się opisać ze wszelkimi szczegółami każdy dzień mojej unijnej przygody. Ale chyba nie o to się tutaj rozchodzi.


Mój marzec roku dwa tysiące dwunastego w biurze Pani Poseł Elżbiety Łukacijewskiej to skok na głęboką wodę. Poznawanie od środka często zawiłych reguł funkcjonowania tak potężnej i wpływowej instytucji jaką jest PE. Praca bezpośrednio związana z kierunkiem studiów, który obrałem przed dwoma laty – stosunkami międzynarodowymi na Uniwersytecie Jagiellońskim. Praca, która wbrew powszechnie obowiązującym stereotypom stażysty absolutnie nie polegała na parzeniu kawy i wyścigach do kserokopiarki. Zostałem wdrożony w prawdziwy reżim biura poselskiego, a przez Panie Asystentki (tutaj gorące pozdrowienia dla Agi i Iwony!) byłem traktowany niczym równorzędny partner. W gorącym okresie przygotowywania przez Panią Poseł istotnej opinii prawnej dostałem poważne obowiązki, z których, mam nadzieję, należycie się wywiązałem.



Spędzając miesiąc w stolicy Europy miałem okazję spotkać ludzi z pierwszych stron gazet, wczuć się w klimat tego niesamowitego „parlamentu narodów", w którym zgodnie koegzystują przedstawiciele wielu nacji. Pierwszy raz w życiu spędziłem tak długi czas w obcym kraju, byłem zdany jedynie na siebie i moich nowych towarzyszy, którzy bardzo często sprawiali, że czułem się jak u siebie. Jak gdybym nigdy Polski właściwie nie opuścił.



Życzę wszystkim zainteresowanym zagadnieniem UE, stosunków międzynarodowych czy po prostu każdemu, kto pragnie zdobyć nietuzinkowe doświadczenie, by udało im się uczestniczyć w takiej brukselskiej przygodzie, którą przeżyłem ja. Korzystajcie z dobrodziejstw Brukseli – niezasypiającego tygla kultur i ze wspaniałomyślności Pani Poseł, która sama swoją sympatyczną, wręcz „matczyną" osobą sprawia, że praca dla niej jest po prostu przyjemnością."